środa, 5 września 2012

005


       Nie minęło dziesięć minut od mojego wyjścia tydzień temu z Wembley Areny, a rozległ się dzwonek mojego telefonu.
       - Harold? - zapytałam na wejściu.
       - Jo, przeszliśmy! - tylko to usłyszałam, bo potem zaczęły się trzaski, krzyki. Wiem tylko, że usłyszałam głosy Niall'a, Zayna, Louisa i Liama. - Przeszliśmy! Haggins, kocham cię! Kocham wszystkich!
       - Haroldzie, oddaj telefon komuś bardziej ogarniętemu. Może Liamowi? - zapytałam, a pomrukujący coś Harry podał telefon Payne'owi. - Może ty mi normalnie wytłumaczysz, co się właśnie stało?
       - Simon właśnie nam powiedział, że możemy przejść dalej, ale tylko jako grupa, ja, Harry, Niall, Zayn i Louis! Jesteśmy teraz One Direction! - wiedziałam, że on mi normalnie wytłumaczy.
       - Gratuluję, chociaż ta nazwa chyba troszkę dziwna.

       Tak, minął już tydzień, a ja teraz wybieram się na kolejny etap programu - judges' houses. To już koniec. Ostatni punkt do live shows. Okazało się, że moją mentorką jest Cheryl Cole. To dobrze, bo gdyby był to Simon raczej nie miałabym żadnych szans na przejście dalej.
       Razem z innymi dziewczynami musiałyśmy lecieć od Cheryl do Los Angeles. Nie wiem, dlaczego akurat tam, ale mi to pasowało. Gdy w końcu doleciałyśmy do miasta przesiadłyśmy się do limuzyny. Usiadłam między Cher a Rebeccą i włożyłam słuchawki do uszu. Gdy wyszłam z limuzyny prawie się przewróciłam z wrażenia. Dom był wielki. To chyba nawet nie był dom. To był ogromy i piękny pałac. Biały. Cheryl przywitała nas, jak zwykle wyglądając ślicznie, i powiedziała, że następne dwa dni będą jednymi z najgorszych w naszym życiu, pod względem ćwiczenia głosów (ujęła to troszkę inaczej, ale sens był taki).
       Pierwszego dnia, którego przyleciałyśmy, mogłyśmy odpocząć, dopiero następnego dnia rano zaczęła się jazda. Po śniadaniu - ćwiczenia, po ćwiczeniach - inne ćwiczenia, po obiedzie - ćwiczenia, po ćwiczeniach - jeszcze inne ćwiczenia, po kolacji - uwaga, mogłyśmy iść spać. Następnego dnia zostałam bezkarnie obudzona przez Cher, która przybiegła do mojego pokoju, chcąc się zawczasu pożegnać, bo dzisiaj odpadnie z programu.
       - Cher, o co ci do cholery chodzi? Przecież nie odpadniesz!
       - Odpadnę! Czy ty słyszysz mój głos? - no dobra, rzeczywiście miała jakąś dziwną chrypkę. - Nie wiem, co takiego robiłam, że ją dostałam, ale jest! - już chciałam powiedzieć, że nie trzeba wczoraj było biegać po całym domu, wrzeszcząc jak to jest się szczęśliwym, ale się powstrzymałam.
       Jeszcze przez jakiś czas przekonywałam ją, że jest zbyt dobra, żeby odpaść. Cher poszła do Rebecci po coś na gardło.
       Gdy tylko Cher wyszła z pokoju, ubrałam spodnie od dresu i wielką bluzę z kapturem i zeszłam po cichu na dół. Było jeszcze więcej kamer niż wczoraj, co mnie trochę przestraszyło.
       - Jak się czujesz? - usłyszałam głos Treyc, która stała obok mnie, patrząc na szklankę, którą napełniałam jakimś przeciwbólowym środkiem, z czego nie zdawałam sobie sprawy. - Boli cię coś?
       Odłożyłam szybko szklankę na blat, sama nie wiedząc, dlaczego akurat środek przeciwbólowy.
       - To... dla Cher! - powiedziałam po chwili. - Coś ją bolało.
       - Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że nie można zażywać tak dużej dawki leków? - zapytała, wyglądając jakby zaraz miała wybuchnąć śmiechem. - Głupia jesteś, Jo. Przecież widziałam, że nie wiedziałaś, co robisz - powiedziała Treyc i zaczęła się śmiać. Sięgnęła po bułkę i zaczęła się kierować do wyjścia. - Nie zapomnij tego wylać, bo jeszcze ktoś to wypije.
       Posłusznie wylałam mój 'wywar' i dopiero po chwili zauważyłam, że mnie kamerują. Fajnie. Pewnie to gdzieś opublikują. Już widzę te tytuły: "Joanne Haggins chce otruć swoją koleżankę Cher Lloyd!" Tak, to jest to.

       - Nie martw się - powiedział Niall przez telefon. - Będzie dobrze i wszystko...
       W tym momencie telefon wyrwał mu Louis.
       - Zdenerwowana?
       - Jak cholera.
       - Jo, kochana, nie myśl o tym, że będą cię oceniać! Naprawdę! Nie myśl, że możesz odpaść, że możesz się nie spodobać, że to jest "szansa twojego życia", a wszystko będzie dobrze!
       - Dziękuję, Louis, wielkie dzięki!
       - Zawsze do usług!

       Nadszedł czas by zaśpiewać jedną piosenkę, którą ćwiczyłam całą noc. Ludzie poprawiali mój wygląd, jakby nie robili tego rano. Razem z dziewczynami usiadłyśmy na kanapach i czekałyśmy na swoją kolej. Poszła Katie, Rebecca, Gamu i nadszedł czas na mnie.
       - Witaj, Jo. Wszystko w porządku? - zapytała Cheryl, patrząc w moje przerażone oczy.
       - Mały stres? - zapytał Will.I.Am, spoglądając na mnie znad swoich przeciwsłonecznych okularów. Swoją drogą, po co mu przeciwsłoneczne okulary w pokoju?
       - Taki malutki - przytaknęłam, stając na wyznaczonym miejscu.
       - Skoro malutki, to zaczynaj - powiedziała Cheryl z lekkim uśmiechem.


       - Dobrze, dziękujemy - powiedziała Cheryl, kiwając głową. Jak wychodziłam spojrzała porozumiewawczo na Will'a.
       - I jak ci poszło?
       Pokręciłam głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie wiedziałam, czy poszło mi dobrze. Powinnam się tego dowiedzieć dopiero wieczorem.

       Chodząc po tym wielkim domu można się było łatwo zgubić. Ja byłam na to przykładem. Gdy chciałam iść do mojego pokoju jakimś cudem znalazłam się na tarasie. Potem w kuchni, pięciu innych łazienkach i magazynkach. Po chwili znalazłam się w dużym-wielgaśnym pokoju. Ściany były koloru wrzosu. Białe krzesła ustawione przy białym stole. Na środku stała fioletowa kanapa, z siedzącą na niej samą Cher Lloyd, którą próbowałam przecież dzisiaj otruć. Cher spojrzała na mnie swoimi ślicznymi, zapuchniętymi od płaczu oczami.
       - Myślałam, że nikt nie zna tego miejsca - powiedziała Cher.
       - Tak... Ja też tak myślałam - przyznałam szczerze. Nigdy nie widziałam tego pokoju, chociaż byłam tutaj już dwa dni.
       Przez chwilę milczałyśmy. Po chwili jednak odezwała się ponownie Cher.
       - Jo - zaczęła. - Czy kiedyś powiedziałaś siebie " To jest mój czas!", a potem wszystko zepsułaś?
       - Tak. Wiele razy.
       - Ja tak mam teraz. Ten konkurs był moją szansą, a wszystko zepsułam.
       Nie miałam pojęcia, jak mam ją pocieszyć. Powiedziałam tylko, że na pewno była świetna i przesadza, po czym ją przytuliłam. Tylko tyle mogłam dla niej zrobić.

       Siedziałam obok Cheryl, czekając jej decyzje. Miałam wodę w mózgu. To było straszne - siedzieć tam i czekać, na decyzję, jakby chodziło o życie lub śmierć.
       - Jo, nie denerwuj się, przecież wiesz, że jesteś wspaniała, boję się jednak, jak sobie poradzisz z krytyką, która spotyka gwiazdy codziennie. Jakby ci to powiedzieć... - w tym momencie serce zaczęło mi tak bić, że myślałam, że utoruje sobie drogę przez poje ciało i wyskoczy na zewnątrz, krzycząc coś o wolności i nudnym życiu we mnie. Dziwnie to zabrzmiało. - Przykro mi - byłam pewna, że teraz mi nie wyskoczy. Zatrzymało się na dobre. - Przykro mi, że będziesz miała podwójną robotę z nauką i programem! Nie patrz tak na mnie! Przechodzisz dalej! Jesteś w mojej - najlepszej - czwórce!
       Wtedy było mi wszystko jedno. Mogli mnie krytykować ile chcieli. Przeszłam dalej!